Spis treści:
Z racji mnogości różnego rodzaju nurtów, odmian oraz satanistycznych kowenów będę pisał ogólnie „Satanizm” nie rozdrabniając się na szczegóły. Z tego co wiem, każdy wybiera swoją ścieżkę samodzielnie. Moim zamiarem nie jest nikogo nakierowywać na jego własną drogę tylko pokazać co czytelnik może na owej drodze spotkać.
Pierwszym aspektem na którym chciałbym się skupić jest siła. Po prostu wewnętrzna energia, która nas motywuje bądź czasem nawet i zmusza do działania.
Dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że jestem człowiekiem pełnym siły dzięki czemu mogłem oraz nadal mogę sprostać nie jednemu wyzwaniu jakie stawia przede mną moje życie.
Czy było tak zawsze? Oczywiście, że nie.
Już od wczesno dziecięcych lat spotykały mnie wydarzenia, które pozostawiły swoje negatywne piętno na mojej dorosłej wersji.
Oczywiście wszystko działo się dzięki mojej biernej postawie wobec otaczającego mnie świata. Braku wiary we własną osobę oraz złudnej nadziei, że po śmierci trafię do nieba, do lepszego świata, gdzie nie będzie żadnego cierpienia tylko latanie na chmurce z nektarem i ambrozją z kumplami aniołkami.
Muszę przyznać, że byłem tak zawładnięty wiarą chrześcijańską oraz ich wizją rzeczywistości, że jak w podstawówce dostałem pierwszy cios w twarz z dumą powiedziałem, że nadstawiam drugi policzek. Tyle z tego miałem, ze drugi cios powalił mnie na ziemię.
Stroniłem od przemocy, od rywalizacji, od starań aby być kimś lepszym. Za to sklejałem modele, chodziłem do kościoła i w liceum ubzdurałem sobie historię, że trenuję boks tylko po to by zaimponować kolegom ze szkoły. Ku mojemu zdziwieniu koledzy ze szkoły mi nie uwierzyli tylko bardzo szybko zweryfikowali moje umiejętności.
Żyłem sobie święcie przekonany, że taki jest już mój los. Sam się zaszufladkowałem i nie chciałem nawet odrobinę wychylić się z tej szufladki. Bo po co ? I tak w życiu doczesnym nic dobrego mnie nie czeka. Dopiero po śmierci będę mógł być tym kim chce!
Pierwszym punktem zwrotnym w mojej historii było przeczytanie słynnej Biblii Szatana LaVeya. Do dziś darzę tą książkę ogromnym sentymentem. Bo właśnie dzięki niej zaczęły mi się powoli otwierać oczy.
Nie uważałem siebie za Satanistę. W Biblii LaVeya dużo było o sile, z którą w żaden sposób się nie utożsamiałem. ,,Niech będą błogosławieni silni, albowiem do nich należeć będzie ziemia – niech będą przeklęci słabi, albowiem odziedziczą jarzmo!”.
Czytając to mówiłem sobie w głowie „ale fajnie mają ci silni”.
Stosunkowo późno bo kiedy skończyłem 18 lat miał miejsce chyba najważniejszy punkt zwrotny w całej historii, którą wam przedstawiam.
Byłem już na etapie wprowadzania coraz liczniejszych elementów filozofii satanistycznej do mojego życia. Jednak cały czas brakowało mi ogólnie pojętej siły.
Udowodniła to sytuacja kiedy jechałem z dziewczyną i kolegą metrem. Przyczepiło się do mnie kilku „dresów”. Zaczęli mnie obrażać, popychać, pluć na mnie w obecności mojej dziewczyny, a ja nie byłem w stanie podjąć żadnego działania oprócz patrzenia się w podłogę.
Wysiedliśmy w centrum, pożegnałem się z dziewczyną i znajomym. Wracałem podziemiami z powrotem do metra żeby wrócić do domu i nagle poczułem na szyi duszenie oraz usłyszałem prośbę o oddanie telefonu komórkowego łącznie z pieniędzmi jakie posiadałem.
Tego było zdecydowanie za dużo. Z perspektywy czasu jednak jestem wdzięczny za te dwa wydarzenia. Ich wystąpienie również moim zdaniem nie było przypadkowe.
Jednak wracając do biegu wydarzeń.. nie poszedłem na policję, nie mówiłem nikomu o tych zaczepkach i napadzie.
Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to położyłem się w łóżku z Biblią Szatana LaVeya i zacząłem ją wnikliwie studiować.
Prosiłem o tą nieosiągalną dla mnie siłę, pragnąłem jej doznać.
Postanowiłem, że od tej pory po prostu będę się ślepo stosował do zasad m.in. do tej, że niechaj błogosławieni będą silni.
Bardzo szybko wszystko zaczęło się układać. Nauczyciel wfu zaproponował mi udział w jego sekcji kick-boxingu.
Tak się wkręciłem, że spędziłem tam 4 lata! Później przez kolejne 4 lata trenowałem MMA na Gwardii Warszawa pod okiem Antoniego Chmielewskiego i Macieja Górskiego. Stoczyłem trzy półzawodowe walki. Byłem też sparingpartnerem zawodników KSW przez znajomości trenerów.
Szczerze to nawet nie zauważyłem kiedy z zalęknionego chłopca sklejającego modele, stroniącego od przemocy stałem się mężczyzną ze złamanym nosem oraz przestawionymi żebrami. Oczywiście od tamtej pory nikt już nie zdołał na mnie napluć!
Nie dostałem owej siły, determinacji i chęci rywalizacji w prezencie od magicznej satanistycznej wróżki zębuszki-wpierdoluszki.
Dostałem coś więcej. Wierzę, że Szatan dał mi wiedzę, wskazał mi odpowiednią drogę, którą musiałem podążać, żeby na moją upragnioną siłę ciężko zapracować.
Satanizm nie daje nic więcej ponad możliwości przemiany. Odkrywa nad jakimi swoimi wadami możemy pracować aby stać się lepszą wersją samego siebie. Nikt tu nie obiecuje błękitnych chmurek i skrzydełek niczym w reklamie podpasek. Jedyne co możemy obiecać to ciężka praca dzięki, której osiągniemy upragnioną przemianę.
Czytając książki, pisma, opracowania, artykuły takie jak mój dowiadujemy się że istnieje coś więcej niż oczekiwanie na raj. Jesteśmy panami swojego losu, a nasze życie toczy się tu i teraz. Możemy je spędzić tak jak ja w dziecięcych latach na dosłownym oczekiwaniu na zbawienie albo jak ja po mojej przemianie siła pnąc się w górę aby osiągnąć spełnienie już teraz.
Trenowanie tego całego fighterskiego gówna dało mi coś więcej niż siłę fizyczną. Dało mi również pewność siebie, przebojowość, umiejętność planowania oraz świadomość że mogę osiągnąć wszystko w zależności ile w to włożę własnej pracy. Co przełożyło się na sukcesy zawodowe oraz towarzyskie. Jednak nic takiego by się nie wydarzyło gdyby nie moje zrozumienie filozofii i idei Satanizmu.
Jest jeszcze jedna, bardziej skomplikowana historia. Szatanowi zawdzięczam swoje życie.
Mniej więcej w wieku 26- 27 lat. Czyli pod koniec mojej kariery fightera uzależniłem się od narkotyków.
Wielokrotne lądowania w szpitalu, próby samobójcze, strata ogromnej ilości pieniędzy, zniszczone dwa związki, utracone przyjaźnie.
I co? I jajco! Nadal stoję na nogach ponieważ w odpowiednim momencie przypomniałem sobie czym są zasady Satanizmu. Nie jest przeznaczony dla słabych, uległych, uzależnionych.
Oprócz półrocznej terapii stosowałem różnego rodzaju medytacje, odprawiałem rytuały, w których był zawarty Dziewiąty Henochiański Klucz. Robiłem wszystko aby odzyskać utraconą siłę i udało mi się.
Jak mawiał Kotański ,,z tego wychodzą tylko mistrzowie świata.”
Dzięki Satanizmowi znalazłem się tym zaszczytnym gronie owych mistrzów świata i teraz pomagam innym pokazując jak mogą obudzić wewnętrzną bestię aby wygrzebać się z dna.
Po raz kolejny Szatan ukazał mi możliwość stanięcia ponad innymi, słabszymi. Pokazał mi, że przez ciężką pracę mogę wyjść z tego z czego nie wychodzi 95% innych ludzi.
Mogłem to osiągnąć tylko i wyłącznie dzięki samemu sobie.
I tak wierzę, że dzięki Satanizmowi stałem się lepszą wersją samego siebie. Wierzę, że nie ma problemu z którym bym sobie nie poradził. Nie dlatego, że czuwa nade mną nadprzyrodzona rogata siła. Tylko dlatego, że sam zdobywałem oraz nadal zdobywam wiedzę oraz umiejętności sprawiające, że mogę na innych ludzi patrzeć z góry.
Jednak tak jak już pisałem to wcześniej… nigdy by do tego nie doszło gdyby nie Satanizm, który otworzył mi oczy. Być może mógłbym przeżyć życie jako zalękniony chłopiec ale jako uzależniony zalękniony chłopiec już dawno bym zaznał „zbawienia” na które tak bardzo wtedy liczyłem.
Pozdrawiam silnych, a słabym życzę aby mogli z pełną tego świadomością rozpalić swój wewnętrzny
ogień chociaż nie. W dupie ze słabymi!